Felieton do kwartalnika 2+3D. Grafika plus Produkt. Tekst ukazał się w numerze 20 (III/2006)

 

Sabina Antoniszczak

Jak powstało 2+3D

 

Temat: 2plus3d wielka prosba PILNE :(
Od: (Adam)
Witam serdecznie,Mam wielki problem. Potrzebuje pilnie przeczytać artykułLifting czy operacja? – Jana Bielaka z ostatniego numeru2plus3d. Obleciałem wszystkie saloniki prasowe, nie mówiąco Empiku Megastore, i nigdzie nie mogłem znaleźć. O tejporze już nigdzie nie znajdę. Jakby komuś chciało sięzeskanować i mi przesłać na emalię ten artykuł to byłbymbardzo wdzięczny. Od tego zależy czy zaliczę… :( Z góry dzięki.Pozdrawiam­ Adam

 

Oto post, na który trafiłam na forum pl.comp.grafika (w serwisie OnetNiusy). Jak to się stało, że pismo wymyślone przed sześciu laty przy piwie w klubie Pod Ręką zostało już „lekturą obowiązkową”? Niedotleniony mózg funkcjonuje w bardzo dziwny sposób. Pod Ręką nie było wentylacji. Czasami pomysły, które zdrowy mózg natychmiast odrzuciłby jako nierealne i samobójcze, wydają się rozsądne i możliwe do zrealizowania… Do tego alkohol zmniejsza krytycyzm wobec siebie i świata… Pomysł typu: „zakładamy pismo, nie mamy na nie pieniędzy, ale za to nie mamy doświadczenia” brzmi w takich warunkach bardzo przekonująco.

 

AAAAAAAby o dizajnie poczytać

Wymyśliliśmy pismo, ale nie mieliśmy tytułu. A ponieważ cała nasza wiedza o PR, marketingu i biznesie ograniczała się do hasła: „dobra nazwa gwarancją sukcesu”, przystąpiliśmy do rozwiązywania tego problemu z największą powagą i zaangażowaniem. Słyszeliśmy co nieco o mitycznych burzach mózgów, które w świecie reklamy są podobno gwarancją kreatywności, więc na wszelki wypadek urządziliśmy sobie Pod Ręką ciężką „burzę mózgów”, a nazajutrz z ciężkim bólem głowy zabraliśmy się ochoczo do wspólnego wymyślania tytułu dla naszego magazynu.

 

Szybko odrzuciliśmy jako banalną większość nazw kojarzących się z dizajnem. Dłużej zastanawialiśmy się tylko nad propozycją Jacka Mrowczyka, aby zatytułować pismo „Re: design”. Taka nazwa, nie dość, że wieloznaczna, to jeszcze sugerowałaby, że wysyłanie maili nie jest nam obce, czyli jesteśmy nowocześni i postępowi…

 

Jeżeli jakiś tytuł wszystkim się podobał, ale pojawiały się wątpliwości, wypróbowywaliśmy go, odgrywając „scenki z życia redakcji”. Wyobrażaliśmy sobie, że mamy już redakcję z prawdziwego zdarzenia i że na którymś z licznych biurek dzwoni telefon. Monika Bielak wcielała się w rolę sekretarki podnoszącej słuchawkę i rzeczowym, śmiertelnie poważnym głosem mówiła na przykład: „Słucham, Pro: kreacja”.

 

To był sprawdzian, przy którym odpadała większość finalistów. Lecz nawet tytuły, które przetrwały i tę próbę nie mogły przejść do następnego etapu z innego powodu: pojawił się problem języka. Wszystkie polskie nazwy uznawaliśmy za niepraktyczne, bo niezrozumiałe i nie do wymówienia dla cudzoziemców, a z kolei nazwy angielskie wydawały się nam pretensjonalne.

 

Dyskusja utknęła w martwym punkcie – wydawało się, że cały nasz trud pójdzie na marne i pismo po prostu się nie ukaże. I tak by się niechybnie stało, gdyby nie nagłe olśnienie: cyferki!!! Użyjemy uniwersalnego języka matematyki! Nie dość, że nazwę będzie mógł odczytać każdy, niezależnie od tego, w jakim to zrobi języku, to w dodatku tytuł naszego pisma znajdzie się na samym początku każdej alfabetycznej listy, bo nazwy zaczynające się od cyfr mają pierwszeństwo nawet przed AAAAby.

 

I w ten oto sposób, rozwiązując jeden problem, skazaliśmy się na kilkanaście następnych. Nie pomyśleliśmy bowiem o kłopotach ze znakami w internecie i do tej pory przeklinamy ten wybór, dyktując przez telefon swoje adresy mailowe. Brzmi to mniej więcej tak: „plus słowem, małpa małpą, dwa cyferką, plus słowem, trzy cyferką, de literką, kropka kropką… albo lepiej wyślij mi to pocztą”. Nie mówiąc już o całej rzeszy uzdolnionych matematycznie czytelników, którzy szybko to sobie w głowie przeliczyli i pytają w kiosku o „5D”.

 

Logo na biegunach

Po nazwie przyszła kolej na opracowanie logo. Tu już, jako projektanci, czuliśmy się w swoim żywiole. Co też okazało się problemem: propozycji było zbyt wiele. Na spotkanie każdy przyniósł po kilka projektów w kilkunastu wersjach i gotów był zaciekle ich bronić. Gdy zaszeleściły wydruki, w oczach niektórych pojawił się obłęd, taki sam, jak na niedawnych obronach ich prac dyplomowych. Kiedy zaczęliśmy prezentować swoje koncepcje, było jasne, że nikt się łatwo nie podda. Jedni używali argumentów projektowych, wykazując, że wszystko w ich winiecie jest głęboko przemyślane, inni odwoływali się do swojego doświadczenia, twierdząc np. że logo na bazie kwadratu jest najlepsze, bo „kwadraty się zawsze sprawdzają”, ktoś próbował mielić wydruki w wizuoskopie*, a wszystko przy akompaniamencie okrzyków typu: „przecież to już było!!!”, „to się z niczym nie kojarzy!”, „co za koszmar!”… Zapanował ogólny chaos.

 

Dopiero kiedy Czesia Frejlich nagle wyciągnęła pudełko szpilek, oświadczając, że będziemy za ich pomocą głosować, w obliczu wspólnego zagrożenia przestaliśmy się kłócić i wszyscy – oprócz Kuby Sowińskiego, któremu ręka zaklinowała się w wizuoskopie – oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. Czesia zaproponowała skomplikowany system głosowania, polegający na wbijaniu szpilek w projekty, które uważamy za najlepsze. Znów było trochę zamieszania, bo niektórzy źle zrozumieli zasady i próbowali wbijać szpilki w autorów najlepszych rozwiązań, ale ostatecznie, po parogodzinnym wieloetapowym głosowaniu, najbardziej podziurkowanym projektem okazało się logo Mrowczyka i Sowińskiego. A ponieważ miało coś w rodzaju biegunów, od razu opracowaliśmy hymn naszego czasopisma, z tekstem opartym na spisie treści pierwszego numeru i śpiewaliśmy go co rano na baczność, aż do drugiego numeru, kiedy to tekst się zdezaktualizował. Refren (na melodię piosenki Konik na biegunach) brzmiał: „Logo…, dwa plus trzy de na biegunach, konkurs Zabawka”…

 

„Zły pułkownik”

Tak więc mieliśmy już nazwę, logo, a nawet hymn, ale nie mieliśmy… konkurencji. Założyliśmy jedyne ogólnopolskie pismo projektowe, pierwsze od czasu, gdy przestał wychodzić „Projekt”. Fakt ten początkowo wydawał nam się gwarancją sukcesu i oszałamiającej kariery. Dopiero kiedy pierwszy numer trafił do sprzedaży odkryliśmy że „luka rynkowa” oznacza też lukę wśród regałów.

 

W empikach, salonikach prasowych czy nawet w księgarniach nie było miejsca na tego typu magazyn! Półka pod tytułem „projektowanie” po prostu nie istniała w działach z polskimi czasopismami. Czytelnicy nie wiedzieli gdzie szukać 2+3D, a sprzedawcy nie wiedzieli gdzie je mają wystawiać. Pismo lądowało więc „na komputerowych” (koło magazynu „3d”), „matematycznych” lub w dziale „hobby” (między czasopismami typu „Dziergam”, „Twoja Wędka” czy „Kłusownik Polski”). Pierwszy numer z niewiadomych przyczyn pojawiał się w działach „medycyna” i „religia” lub w najmniej eksponowanym miejscu, odwracany okładką do tyłu, chowany przez działaczki antyaborcyjne, którym albo wydawało się, że płód na okładce jest narysowany z natury, albo zarys głowy z embrionem w miejscu mózgu brały za ciężki przypadek ciąży pozamacicznej.

 

Z drugim numerem po naszych interwencjach było już nieco lepiej. Wprawdzie w paru przypadkach trafił „na dziecięce”, ale częściej lądował „na sztuce”. Trudno jednak było wytłumaczyć, że coś, co na okładce ma literki, pasuje np. do magazynów o meblach, bo to też dizajn.

 

Trzeci numer najczęściej kładziono „na teatrze”. Czwarta okładka przedstawiała nie wiadomo co, więc sprzedawcy zrezygnowali z podejścia kreatywnego i sami pytali nas jaka to branża lub sprawdzali w komputerze. Piąty numer już z rzadka lądował między „ogrodnictwem” a „krawiectwem” lub „na majsterkowaniu”. Z okładki zrobiliśmy sobie pocztówkę reklamową. Było to już po decydującym czwartym numerze, który podobno jest przełomowy dla nowo powstałych magazynów – jeżeli pismo nie upadnie do tego momentu, to nadal będzie wychodzić.

 

2+3D „wygrzało” sobie miejsce gdzieś między sztuką a architekturą – i na regałach, i w świadomości czytelników. Dział „dizajn” powoli zaczyna się wyłaniać wśród polskich magazynów. Jeżeli dołączą inne pisma projektowe, może wreszcie pojawi się półka pod tym samym tytułem. Oby jak najwyższa.

 

* wizuoskop – starożytny skomplikowany wynalazek, który „obiektywnie” orzeka czy projekt jest dobry

 

P.S. Gdyby nie bezinteresowna pomoc wielu osób i instytucji nic by z tego wszystkiego nie wyszło…

 

licznik odwiedzin:
Katalog Sztuki Polskiej
ekspozycje sztuki